Gdy sędzia Przemysław Kasztelan z Hrubieszowa dał w czwartek sygnał do rozpoczęcia meczu, w składzie Victorii było sześciu wychowanków Tomasovii, a w jedenastce Pogoni – siedmiu. – To był bratobójczy pojedynek. Każdy chciał się pokazać z jak najlepszej strony. Jeden drugiemu zamierzał coś udowodnić – podkreśla Artur Jaremko, szkoleniowiec zespołu z Łaszczówki. Każdemu zależało na występie, a najlepszy na to dowód dał Mateusz Korzeń. Obrońca Victorii "wyskoczył" na kilka godzin do Łukowej z poligonu w Nowej Dębie. – Wiem, że nie jest łatwo zwolnić się z poligonu Wojsk Obrony Terytorialnej. Zastanawiam się, jak to mu udało się zrobić – głowi się trener Jaremko.
Cały artykuł dostępny tylko w papierowym i e-wydaniu Kroniki Tygodnia.
Napisz komentarz
Komentarze