Że w nabiale kreda – słyszałam. Że w pieczywie gips – słyszałam. Że w mleku nie ma mleka, a w maśle nie ma masła – słyszałam. Że w jogurcie żelatyna i mleko w proszku – słyszałam. Że mięso to estrogeny i antybiotyki – słyszałam. Że w paście i herbatach fluor upośledza – słyszałam. Że w wodzie hormony i chlor – słyszałam – napisała niedawno na swoim facebookowym profilu Wioleta Pecyna, psycholożka i dietetyk z Zamościa.
Jest aż tak źle?
Później wspomniała jeszcze o tym, że jajka z naszych sklepów znoszą kury w Holandii, za to polskie jadą do Niemiec, podobnie jak dziczyzna. "Ale że pieczarki wybielane chlorem, a olej kokosowy zabielany ropą naftową – jeszcze nie słyszałam" – zdradziła i podsumowała: "Żywność to nie żywność, odżywianie nie istnieje".
– Jest naprawdę aż tak źle? – pytamy. – Niestety, tak – odpowiada Wioleta Pecyna, zwolenniczka i orędowniczka zdrowego stylu życia, która w jednym z zamojskich sklepów z bio i eko-żywnością doradza swoim klientom, jak się żywić, by odżywiać, a nie jedynie zapełniać żołądek. Ale mówi też, że z przerażeniem obserwuje, jak źle przeciętny mieszkaniec naszego regionu je.
– Przecież żyjemy na wschodzie Polski, gdzie teoretycznie dostęp do świeżych, naturalnych, zdrowych produktów mamy zagwarantowany. A mimo to widzę często, jak całe rodziny ze wsi przyjeżdżają do miasta i z dyskontów wyjeżdżają z koszami pełnymi śmieciowego jedzenia. Nie zastanawiają się, jakie jajka usmażą, jakie mięso upieką, czym posmarują chleb i czy to pieczywo na pewno ma w sobie naturalne składniki, a nie chemiczne ulepszacze – mówi.
Przyznaje jednak, że coraz więcej jest osób, którym na właściwym żywieniu zależy. Może to moda, ale chyba też coraz większa świadomość, mimo że przygotowywanie zdrowych posiłków wcale nie jest łatwe. Bo jeśli ktoś nie ma własnego ogródka, własnych kur, które znoszą zdrowe jajka albo hodowli zwierzaków, musi się naszukać i sporo czasu poświęcić. Ale znaleźć godnych zaufania dostawców można, trzeba tylko chcieć.
Jak u babci na wakacjach
A rynek na tę potrzebę odpowiada. Sklepów ze zdrowym jedzeniem przybywa, także w Zamościu. Na miejskich targowiskach można spotkać rolników, którzy naprawdę oferują produkty ze swoich gospodarstw. Czasem trzeba kawałek wyjechać za miasto, by kupić świeże ryby czy np. mięso. Zdrowe zakupy można też robić bez wychodzenia z domu. Pomocne są sklepy internetowe. "Dokładamy wszelkich starań, aby odnaleźć wspaniałych, nietuzinkowych rolników i producentów, którzy wyznają wartości takie, jak my. Żadnej chemii w naszych produktach, żadnych konserwantów i polepszaczy smaków, żadnych pryskanych roślin. Każdy produkt mamy stąd, z Lubelszczyzny – czystego i pięknego regionu Polski" – czytamy na stronie jednej z takich firm, której właściciele nazywają ją "internetowym targiem".
Działają półtora roku, w ofercie mają m.in. chleby, sery, oleje, miody i warzywa. Klientów stale przybywa. – Na początku organizowaliśmy dostawy raz na dwa tygodnie. Teraz dowozimy produkty do osób zamawiających raz na tydzień, ale myślimy już o tym, by robić to dwa razy częściej – przyznaje Agnieszka Zapała, która wspiera Mariusza Sykulaka w jego działalności.
Większość ich odbiorców jest naprawdę zadowolona. Świadczą o tym wystawiane w Internecie opinie.
"Nigdy nie lubiłam miodu. Nigdy. Zamówiłam u państwa wraz z paczką kilku innych produktów, głównie z myślą o reszcie domowników. Teraz biorę po kilka słoików naraz, bo dosłownie się o ten miód bijemy. Fantastyczne produkty, smakowo nie do porównania z tymi sklepowymi" – napisała w komentarzu Lucy.
"Chlebek, ser, masełko... Wspomnienia z dzieciństwa, jak spędzałem wakacje u Babci powróciły. Pyszne, świeże, naturalne!" – zarekomendował Przemek.
"Moje ulubione to jogurt truskawkowy, masło ekologiczne, chleb orkiszowy i pierogi z mięsem. Za każdym razem zamawiam jakiś nowy produkt i każdy super" – dzieli się swoimi doświadczeniami Małgorzata.
To tylko moda, czy może coś więcej?
O tym przeczytasz w najnowszym numerze i e-wydaniu Kroniki Tygodnia
Napisz komentarz
Komentarze