Pan Wiesław ma 84 lata. Mieszka w miejscowości Czerniczyn (gm. Hrubieszów). W 1942 r. żył w podzamojskiej Białowoli. Był świadkiem pacyfikacji tej miejscowości dokonanej przez Niemców. Swoje wspomnienia spisał i przyniósł do redakcji "Kroniki Tygodnia". Potem uzupełnił je w rozmowie z nami. Mężczyzna pamięta wojenne wydarzenia z fotograficzną dokładnością.
"Byłem dziesięcioletnim chłopcem i mieszkałem wraz z matką i najstarszym bratem Krzysztofem we wsi Białowola" – pisze Wiesław Kuźma. "W październiku i listopadzie (1942 r.) trwały wysiedlenia okolicznych wsi (...). W jednej z akcji pacyfikacyjnych, przeprowadzonych przez niemieckich okupantów, w lesie położonym między wioskami Białowola, Feliksówka i Rachodoszcze zginął mój starszy brat Lucjan (miał 17 lat) wraz z kilku innymi mieszkańcami Białowoli".
Jak to się stało? – Mieszkańcy Białowoli obawiali się wysiedlenia. Dlatego swój dobytek ukryli w lesie. Mój brat był jedną z kilku osób, którą tego dnia wyznaczono do jego pilnowania. 20 grudnia 1942 r. pojawili się tam Niemcy. Mieszkańcy wsi, którzy byli przy tym dobytku zostali zabici. Mój brat próbował uciekać. Znaleziono go potem w pewnym oddaleniu. Dostał kilka kul – opowiada pan Wiesław. – Rodzina tego wówczas nie wiedziała. Mój ojciec miał na imię Piotr. Ktoś mu powiedział, że Niemcy zabrali mojego brata do Lipska. Poszedł go szukać.
Ta wyprawa skończyła się tragedią. – W Lipsku założono posterunek Schutzpolizei (była to tzw. niemiecka policja ochronna) – opowiada pan Wiesław. – Ojciec trafił w ich łapy. Nie mieli dla niego litości. Został w Lipsku zabity.
Sytuacja była w tym czasie na Zamojszczyźnie coraz bardziej napięta.
"Mieszkańcy wsi w okresie świąt Bożego Narodzenia żyli w ustawicznym strachu, w oczekiwaniu, że w każdej chwili może nastąpić wysiedlenie. Jak wieść niosła, specjalne oddziały ekspedycyjne hitlerowców wpadały niespodziewanie, najczęściej przed samym świtem, już po okrążeniu ścisłym kordonem wioski. Wypędzali (ludzi) z każdego domostwa na środek wsi, przed szkołę, remizę strażacką lub inny plac, a potem wywozili wszystkich, podstawionymi pojazdami do Zamościa za druty (do obozu przejściowego – przyp. red.)" – czytamy we wspomnieniach pana Wiesława.
Oczekiwanie na wysiedlenie było koszmarem. "Nasza wioska nie wiadomo dlaczego pozostała jak wysepka wśród wcześniej wysiedlonych wsi: Lipsko, Ruszów, Rachodoszcze. Siedzieliśmy na spakowanych tobołkach, często bez jedzenia, bez snu (do spania nikt się nie rozbierał), bez światła – bo już chyba od roku ludzie nie mieli nafty do lamp, chociaż w niektórych chatach skwierczały prymitywnie zrobione kaganki" – pisze pan Wiesław.
Tego, co się miało wkrótce wydarzyć... nikt się jednak nie spodziewał.
"Doszło do straszliwej zbrodni, jakiej dokonali na umęczonych, bezbronnych mieszkańcach wsi Białowola hitlerowscy oprawcy. (Stało się to) 29 grudnia 1942 r.".
Więcej na ten temat w papierowym i e-wydaniu Kroniki Tygodnia.
Ostatni świadek zbrodni
– Tego nie mogę zatrzymać dla siebie. Jestem ostatnim żyjącym świadkiem pacyfikacji Białowoli (gm. Zamość). Uznałem, że powinienem o tamtych tragicznych wydarzeniach opowiedzieć – tłumaczy Wiesław Kuźma.
- 13.01.2017 08:03 (aktualizacja 21.09.2023 14:41)
Reklama
Napisz komentarz
Komentarze