Na inaugurację sezonu Grom zostawił trzy punkty w Obszy. Porażka z beniaminkiem "okręgówki" wyzwoliła w podopiecznych trenera Bogdana Antolaka wszelkie głęboko ukryte pokłady energii. W czwartek pokonali u siebie Metalowca aż 6:0. – Moi piłkarze musieli się odkuć po blamażu w Obszy. Ktoś musiał z tego powodu cierpieć. Padło na Metalowca. Rywala roznieśliśmy w drobny pył. Muszę jednak przyznać, że zespół z Goraja groźnie kontratakował i miał dwie okazje do zdobycia bramki – mówi trener Antolak.
Dwa dni później Grom wygrał na wyjeździe z Igrosem 3:1. – Ten mecz miał trzy etapy. Pierwszy to nasza pełna dominacja. Strzeliliśmy dwa gole i zmarnowaliśmy sporo sytuacji podbramkowych. Potem nasz bramkarz Wojtek Markowicz "sprezentował" rywalom gola. Dostaliśmy bolesny cios, który na pewien czas zaćmił nas niczym znokautowanego boksera w ringu. Igros czuł się coraz pewniej. Przetrwaliśmy napór przeciwnika i po golu samobójczym zawodnika z Krasnobrodu rozpoczęła się trzecia faza tego spotkania. Ten fragment meczu należał do nas. Wygrała drużyna lepsza – komentuje trener Antolak. To ostatnie zdanie powtarza Jarosław Czarniecki.
Cały artykuł dostępny tylko w papierowym i e-wydaniu Kroniki Tygodnia
Napisz komentarz
Komentarze