W murach miejskich przebito wówczas poterny, zwane także furtami. Na przedpolach twierdzy powstał "system dzieł ziemnych" (raweliny, lunety, redany itd.). Poprawiono i przebudowano m.in. zamojskie fosy.
Nowiutkie furty miały ułatwić pieszą komunikację między twierdzą a jej przedpolem. Jak wyglądały? Były to mające zwykle ponad 10-metrów długości korytarze o charakterystycznym, kolebkowym sklepieniu. Ukryto je w murze, co miało chronić obrońców przez ewentualnym ostrzałem najeźdźców.
Taką furtę, zwaną wodną można oglądać np. przy ulicy Bernarda Moranda (inne poterny istniały m.in. obok Nowej Bramy Lwowskiej, obok Starej Bramy Lubelskiej). Nie zawsze była wyeksponowana.
– Dzisiaj wygląda pięknie. Pamiętam jednak, że jeszcze w latach 70. ub. wieku zamojska Furta Wodna była zasypana, nieczytelna – wspomina Adam Gąsianowski, właściciel Muzeum Fotografii w Zamościu. – Potem jednak zapadła decyzja o jej odrestaurowaniu. Prace przeprowadzono w latach 80. Widać je na jednym ze zdjęć z moich zbiorów. Uwagę zwraca duża, metalowa szyna którą położono nad wejściem do furty. Widać ją tuż nad głową mężczyzny ubranego w białą koszulkę (to zapewne jeden z budowlańców – przyp. red.). Czy takich metalowych elementów jest tam więcej? To możliwe. To także na nich zapewne ułożono kolejną warstwę odrestaurowanego, fortecznego muru.
Więcej na ten temat w papierowym i e-wydaniu Kroniki Tygodnia.
Napisz komentarz
Komentarze