Mając już siedemdziesiąt kilka lat, zaczął dr Łukaszewicz spisywać swoje wspomnienia (...). Pamiętniki jego mają wszystkie cechy wspomnień, pisanych przez ludzi w podeszłym wieku. Panuje w tych wspomnieniach niesłychany chaos: myśli i reminiscencje plączą się i wikłają, w opisach bardzo często brak wszelkiego związku pomiędzy omawianymi zdarzeniami, a i chronologia pozostawia wiele do życzenia – zauważył dr Klukowski. "Zresztą autor sam na wstępie usprawiedliwia się, mówiąc: Cytuję bez związku, notując, co mi się przypomina".
Chorą przenieść do rzeźnika!
Wspomnienia zostały udostępnione Klukowskiemu przez córkę Kazimierza Łukaszewicza, która była już wtedy staruszką (w tekście nie pojawia się jej nazwisko). W latach 30. ub. wieku mieszkała w Szczebrzeszynie. Przepisała starannie pamiętniki ojca i pozwoliła Klukowskiemu na ogłoszenie ich drukiem.
"Większej wartości pamiętniki te nie przedstawiają, (...) pisała je nie jakaś wybitniejsza jednostka, ale człowiek bardzo przeciętny (...), w opisywaniu tła obyczajowego lub najważniejszych nawet wydarzeń 31 r. (1831 r.) zadziwia nas dr Łukaszewicz płytkością swego sądu, a czasem nawet wprost rozbrajającą naiwnością (...)" – skonstatował dr Klukowski. "Ale również przynosi nam ten pamiętnik szczegóły nieznane, dotyczące służby zdrowia w wojsku polskim".
Czy nie jest to zbyt surowa ocena? Rękopis, który trafił do dra Klukowskiego zawierał 136 stron zapisków, w zwykłych zeszytach szkolnych. Ich autor był jednak – naszym zdaniem – ciekawym człowiekiem, dzielnym powstańcem, a potem ofiarnym lekarzem.
Urodził się 4 marca 1805 r. w Karczewie, niedaleko Warszawy. W 1812 r. wraz z pochodzącą ze sfery mieszczańskiej rodziną przeniósł się do Łaskarzewa, a w 1825 r. został przyjęty na wydział lekarski Uniwersytetu Warszawskiego. Pięć lat później uzyskał stopień doktora medycyny i chirurgii (zrobił potem karierę: w latach 1833-1879 był lekarzem okręgowym Ordynacji Zamojskiej). Także dlatego w swoich wspomnieniach często nawiązywał do przeróżnych zagadnień medycznych. Czynił to w zaskakujący sposób, ale szczerze i w stylu środowiska, w którym się obracał. Tak wspominał np. początki swojej lekarskiej praktyki.
"Zaczęła się zgłaszać młodzież o pomoc do mnie jako kandydata na lekarza (...). Nie mając jeszcze patentu, było to dla mnie postrachem, aby się profesorowie nie dowiedzieli, że się przed czasem rzucam. Ale cóż było robić, kiedy bieda dokuczała" – pisał autor pamiętników. "Nachodzili mnie młodzi aktorzy z teatru, kupczyki, drukarze, księgarze, młodzi małżonkowie, księża, a nawet miałem szczęście leczyć prześliczną aktorkę francuską Constans, kochankę jakiegoś księcia Hanowerskiego (...). Już mi było źle z tą fuszerką, (ale) jakoś szczęśliwie uchodziło".
Czasami dochodziło nawet do spektakularnych uzdrowień. Sam autor pamiętników uznawał to jednak za szczęśliwe zrządzenie losu. Tak było np. w przypadku dość kontrowersyjnego leczenia Anny Zwierzyńskiej, która została opisana jako "słaba kochanka" niejakiego Antoniego Krajewskiego.
Napisz komentarz
Komentarze